Grudzień to czas, gdy często słyszę, że „już nie mam siły”, „mam już dość”, „niech już będą te święta, albo najlepiej po”. Nie słychać entuzjazmu, radości, a głównie niechęć i zrezygnowanie. Gdyby istniał świat idealny, to pewnie każdy z nas mógłby robić tylko to co chce. A tak, czasami robimy to czego nie chcemy. Robimy z niechęcią… czy to jest ok?
Słyszałam kiedyś jak pewien bardzo znany sportowiec opowiadał o swojej motywacji do codziennej pracy treningowej. Też mu się nie chciało. I wtedy trener mówił, że to jest ok, że się nie chce. Czyli w tym dniu będzie trenował z niechęcią. Zastanawiało mnie to i doszłam do kilku wniosków. I dzielę się, bo może sobie coś z tego przygarniecie😊
Po pierwsze codzienne czy też regularne robienie czegoś to budowanie nawyku lub działanie nawykowe. Zwłaszcza w fazie budowania nawyku, często się nie chce. Pierwotny entuzjazm pada po kilku razach i dopada nas leń. I to ta chwila słabości i wpuszczenie lenia do środka mogą zaważyć na całym długim procesie budowania nawyku. Zaważa oczywiście negatywnie, bo proces się załamuje, wydłuża a czasami jest to koniec. Aż do następnego razu… na szczęście😊 Więc jeśli buduję nawyk to nawet jeśli dzisiaj chce mi się mniej, bardzo mniej, to zrobię to co zwykle pomimo mniejszych chęci. Widzę cel powyżej a jest nim utrzymanie nawyku. A tego chcę. Więc jest w tym jakaś doza „chciejstwa”.
Kolejny wniosek z historii sportowca, to pytanie jakie sobie w chwilach słabości zadaję: po co to robię? Warto sobie przypomnieć, że ta poranna praktyka, z powodu której wstaję godzinę wcześniej, jest dla mnie ważna. Mogę sprawnie chodzić i poruszać się bez bólu właśnie dzięki niej. Ta codzienna rutyna pozwala mi dobrze żyć. A to przecież całkiem niezła motywacja. I już mi się chce. I w każdej sytuacji mniejszego chcenia, zadanie sobie pytania „po co” pozwala zrozumieć, że jest jakiś bardzo ważny powód takiego działania. Ze jest ważny cel. I ja jednak chcę…
I kolejny wniosek: warto mieć w życiu pasję! Nie ma dobrego sportowca, który nie kocha tego co robi. Nie ma dobrego zawodowca (w każdej możliwej dziedzinie), który nie pracuje z pasją. Czasami nie chce nam się, bo to co mamy robić nie jest nasze, nie czujemy tego. Jeśli ja już wiem, że coś nie jest moje, mogę to zmienić. A to da mi przestrzeń na moje pasje. Na motywację.
Zespół PWR Racing Team (https://www.facebook.com/PWRRacingTeam) jest dla mnie wspaniałym przykładem niesamowitej pasji. Młodzi ludzie w pełni zaangażowani w projektowanie i budowanie bolida. Z całą otoczką biznesową i oczywiście mądrym wsparciem. Słuchałam zafascynowana opowieści z minionego sezonu startowego o niespodziewanych problemach i szybkich rozwiązaniach. O determinacji i parciu do przodu. O wspaniałej współpracy i radości z osiągnieć, jak i nieustannym zbieraniu doświadczeń, analizowaniu, wyciąganiu wniosków i planach na kolejny rok. I kolejnego bolida. Ten zespół pokazuje, że można, że młodzi ludzie z pasją osiągają swoje cele i przekraczają to co czasami nam, dinozaurom, wydaje się niemożliwe (bo nam się już czasami nie chce).
Napełniłam się motywacją i energią do działania, i trzyma mnie nadal. Po zrobieniu kilogramów pierniczków nadal mi się chce wkroczyć w ten czas świąteczny z mądrym planem co i kiedy. Nie w chaosie, nie z szałem w oczach, ale z jasnym celem – ma być fajnie, mam się cieszyć każdym momentem, żebym zauważała, że są święta w każdym aspekcie: zapachu pieczonych pierniczków, widokiem jemioły, kolorowymi światełkami choinki, pakowaniem prezentów. Tak chcę podejść do świąt i tak budować moje świąteczne chciejstwo. Bo tak jest mi zdecydowanie przyjemniej. I aż chce się więcej😊
Życzę dobrego nastroju przed świętami!